Kiedy dojdziecie do Yedikule Kapısı (dawna Mała Złota Brama, punkt na drodze ze stacji Kazlçeşme do Złotej Bramy w Stambule) warto się zatrzymać i choć przez chwilę zabawić wyobraźnią. Zobaczyć tłumy ludzi, karawany z towarem wjeżdżające po wielotygodniowej niebezpiecznej podróży do miasta albo wyruszające z Konstantynopola, by za chwilę wjechać na Via Egnatia i przemieszczać się w kierunku Rzymu albo innych części imperium, które od 476 roku wydzielić się miały jako Cesarstwo Zachodnie.
Brama do sukcesu
To tędy, prawdopodobnie ok. 470 r. n.e., wraz z dwoma kumplami z rodzinnej, trackiej wsi przybył Justyn, który zapragnął zostać rzymskim żołnierzem, a dość niespodziewanie dla samego siebie, zakończył karierę jako cesarz, władca Cesarstwa Wschodniorzymskiego. Jego siostrzeniec Justynian, zwany Wielkim wspominany będzie we wszystkich podręcznikach historii jako jeden z najznamienitszych władców w dziejach.
Miejska gawiedź
Możecie dorzucić do tych obrazów trochę dźwięków: krzyki przepychającej się między straganami gawiedzi, nawoływania strażników przy bramie, może okrzyki rozpaczy kogoś, kto właśnie się zorientował, że ktoś mu w tłumie zwędził sakiewkę, może krzyki rodzącej kobiety, dobiegające z jednego z wozów, dobijającego właśnie do upragnionego celu? Pewnie już wtedy z murów i pobliskich zakamarków, przyglądały się temu wszystkiemu bezdomne koty, przeganiane od czasu do czasu przez równie bezdomne psy. Gdzieś między murami, szczęścia i ludzkiego zmiłowania szukali żebracy, a może i niejedna murwa (staropolskie określenie na damę lekkich obyczajów, polującą na okazje pod murami miejskimi) próbowała złowić klienta.
Wyobrażam sobie to miejsce jako tętniące życiem, pełne ruchu, krowich placków i błota. I pewnie z biegiem czasu niewiele się tu zmieniało oprócz języka i imienia Boga wzywanego nadaremno. Aż w końcu wszystko ucichło i zostało jedynie wspomnienie dawnego zgiełku, które jeszcze pobrzmiewa w wyobraźni przechodzących tędy niekiedy turystów.
5 minut na bycie cesarzem w Stambule
Namawiam was: bądźcie przez chwilę Justynem, który stoi przed Małą Złotą Bramą, bo tym była w jego czasach obecna Yedikule Kapısı, wspomnijcie niepokój i nadzieję z jakimi przybywaliście do tego miasta wiele lat temu, a dzisiaj jesteście cesarzem imperium. Mamy ten przywilej, że możemy sobie wyobrazić, że to jest bardzo fajne uczucie i nikt nam tego nie zweryfikuje:). Choć pewnie, ktoś z rodzinnej wioski cesarza, mógłby mu zaśpiewać jak Kasia Nosowska w „Sośnie”:
„co u ciebie?
Czy na szczycie mocno wieje?
Czy samotność kąsa aż do łez?
Napisz mi jak jest
Jak się czujesz?
Czy widoki ci smakują?
Czy wspinaczka opłacała się?
Mów szczerze jak jest… „
No i może wtedy Justyn miałby złotą radę dla pytającego „Stary, jak znajdziesz kamień, którego codzienne dźwiganie sprawi ci frajdę, to już mniej ważne jest czy i gdzie go wtoczysz.” I tu przytoczę jeden z moich ulubionych kawałów, o Syzyfie, który po tyciącach lat trudu i znoju wreszcie wytaszczył kamień na sam szczyt. W oryginale, po tym niewątpliwym sukcesie, wyrwało mu się z gardła „o k.. wa, to nie ta góra”, które to słowa wykrzyknął, spoglądając ze szczytu na okolicę! Nie życzę nikomu takiego rozczarowania, więc nie będę głosić modnych obecnie zachęt do działania pomimo wszystko. Ale jak polubicie kamień, który wtaczacie, czy to ma jakiekolwiek znaczenie? 🙂
I tym miłym akcentem, życzę wam wszystkim znoju, który daje poczucie sensu, spełnienia i przyjemności dawkowanej w odpowiednich odstępach.

